Komentarze: 0
O królewskich dzieciach I
Rodzice królowie umarli, zostało dwoje dzieci, dziewczyna i chłopiec. Królewicz powiada:
- Ja nie będę panował, tylko w świat pójdę.
Królewna zaś mówi:
- Ja bez ciebie nie ostanę, tylko z tobą pójdę.
Przyszli oboje do boru i zapuścili się w gęstwiny, aż tak z sił opadli, że dalej iść już nie mogli.
- Będziemy tu nocować w lesie - mówi królewicz.
Ułożyli
się pod choinką, a gdy usnęła, bo była strudzona siostra jego,
królewicz wszedł na choinkę i ujrzał ogień w boru błyszczący. Uwiązał nitkę u choinki i za nitką udał się ku ogniowi, aby po nitce powrócić
do siostry.
I
przyszedł w bór do tego ognia, a tam było dwunastu zbójców, a trzynasty
ich ojciec. Stanął królewicz pod oknem, a słuchał, o czym oni
rozmawiają. A ojciec mówi:
-
Jak jestem tu lat siedemdziesiąt, jeszcze do mnie nikt nie trafił, a
dziś przyszedł królewicz i pod oknem stoi, a wyjdźcie który i zabijcie
go.
Królewicz
słyszał rozmowę o jego śmierci i zaraz dobył z pochwy miecz, który miał
na pamiątkę po ojcu swoim. I tak wszystkich dwunastu pobił i
trzynastego ich ojca, ale go nie ze wszystkim zabił. Dopiero wszedł do
tej izby, w której oni mieszkali, i przejrzał skarby, które duże tam
mieli, a każdy miał swoją celę jak ich było trzynastu.
Wziął wszystkich, poznosił do jednej, do trzynastej, i powrócił do siostry po tej nici. Zabrał siostrę i przyszedł do tego domu
-
Masz tu dużo skarbów, pieniędzy, licz je sobie, aby ci się nie
przykrzyło, bo ja tu siedzieć nie będę, tylko idę polować, ale do
dwunastu chodź, a do trzynastej celi żebyś nie chodziła! Masz klucze od
wszystkich trzynastu.
- A dlaczego mi nie pozwalasz tam iść? To weźże klucz od tej trzynastej celi - siostra na to.
- Masz mnie słuchać, a jak ci iść nie pozwalam, to nie chodź!
Wyszedł
na polowanie, a ją korciło strasznie zajrzeć do tej trzynastej celi, bo
tak sobie mówiła, że tam musi być większy majątek. Otworzyła drzwi,
zajrzała i strasznie się przelękła, aż odskoczyła. Wtedy ojciec tych
dwunastu zbójców, który nie był zabity, zawołał:
-
Nie bój się, bo to nam twój braciszek porobił, a ty, jak będziesz
chciała, to my wszyscy powstaniemy. Zachoruj na śmierć, to ci brat
przyniesie od trojga zwierząt mleka, a ty wyleczysz nas i pojmiesz
sobie, którego będziesz chciała z tych dwunastu, bo tobie z bratem nie
żyć.
Brat przychodzi z polowania, a ona mówi:
-
Mój braciszku najukochańszy, strasznie zasłabłam, a babka mi
powiedziała, żebyś mi przyniósł od trojga zwierząt mleka, to ja bym
ozdrowiała.
- W takie tam baśnie nie wierz, bo to nieprawda.
I nie chciał się siostry usłuchać, i nie poszedł po mleko.
Tylko wyszedł na polowanie, a siostra zerwała się z pościeli, bo nie była słaba, i poleciała do zbójców po radę. A zbójca mówi:
- Weź szafranu, ja tu mam, posmaruj się, a będziesz żółta, i połóż się, a będziesz chora tak jak na śmierć, on wtedy uwierzy.
Brat
przyszedł, spojrzał na nią, że ona jest taka słaba, i dopiero mówi
sobie: "Mój Boże, żem nie chciał posłuchać siostry, to ją stracę".
I poleciał po mleko, złapawszy skorupy.
Napotkał lwa leżącego. Zdejmuje dubeltówkę.
- Muszę cię zabić, bo ty pewnie masz mleko - mówi, ale lew odzywa się:
- Ej, królewiczu! Stój, nie strzelaj do mnie, bo ja wiem, co ci potrzeba, a jak mnie zabijesz, to i sam zginiesz!
I powiada:
- Królewiczu, nie bierz tego mleka, bo to na zgubę twoją.
A on nie słucha lwa, tylko myśli: "Mój Boże, czemuż by mnie chciała siostra stracić?" I mówi:
- Daj mi mleka, bo mi potrzeba.
Lew mówi:
- Kiedy ci potrzeba, to mnie dój. Ja ci więcej zwierząt zawołam, bo ci więcej mleka potrzeba, a na mój rozkaz wszyscy staną.
Zawołał lisa, wilka, niedźwiedzia i zająca.
- Wydójże teraz, którego ci mleka potrzeba.
Królewicz wydoił wilka i niedźwiedzia, i już miał wracać do siostry swojej, gdy wtem lew zawołał:
- Masz piszczałkę, którą ci dam do obrony. Jak zagrasz na niej, to my ci wszyscy staniem, ale zawsze graj do trzech razy.
Królewicz
wrócił z mlekiem i zaraz posmarował królewnę, a ona wstała, bo nie
chorowała, i jak tylko on wyszedł na polowanie, poleciała do zbójców i
mlekiem ich smarowała, a oni wszyscy wstawali.
- My jemu rady nie damy, bo on jest silny, nie tak on, jak jego miecz - mówili.
I proszą siostrę:
-
Jak on przyjdzie, to ty z nim żartuj, a damy ci strunę, którą mu
zwiążesz dwa palce w tyle. Jak raz mu zwiążesz i zerwie, tak złóż kilka
razy strunę, żeby zerwać nie mógł.
Tak też siostra zrobiła, bo o zdradzie brata myślała, a on zawołał:
- Aleś mi też związała palce, że rozerwać nie mogę!
Wtedy zbójce wylegają do niego, łapią i naradzają się, jak go teraz osądzić.
Jeden mówi:
- Pasy drzyjmy! - i każdy, jak mu się zdało, tak radził, a siostra mówi:
- Jak go sądzicie, tak sądźcie, aby prędzej.
Aż najstarszy zawołał:
- Czyż mu żałujesz jeszcze troszkę pożyć, kiedy on był dla ciebie dobry?
Wtedy królewicz prosi:
-
Toć ja nie ujdę z rąk waszych, coście mnie obstąpili dokoła, a
wypuśćcie mnie przed chałupę, niech ja się ucieszę na swojej piszczałce.
Siostra woła:
- Oj, nie puszczajcie go, bo on was wszystkich zdradzi, bo on mistrz nad wszystkie mistrze!
- A cóż by on nas tu miał zdradzić, toż on tu wojska nie ma! - zawołał zbójca i wypuścił.
Królewicz
zagrał, aż mu nosem krew poszła, drugi raz zagrał i trzeci raz zagrał,
a lew postawił zajączka blisko, żeby dał znać, gdy będzie królewicz
grał. Zajączek usłyszał i leci na lasy. Spotyka lwa i mówi:
- Oto, panie, nasz królewicz już trzeci raz zagrał.
I
wszyscy się zlecieli: lis, lew, wilk i niedźwiedź, i każdy, jakie mógł,
złapał uzbrojenie: lew choinkę wyrwał, a i ci, co mogli, powyrywali i
wszyscy biegli panu na pomoc.
Przybiegli i lew zawołał:
- Panie, jak my się będziemy rządzić?
- Najpierw ze zbójcami!
Tak niedługo zbójców powiesili.
- A cóż z siostrą twoją zrobimy?
- A nie - zawołał brat - ja ją sam ukarzę.
I
wszedł do izby i wbił kołek u powały, związał jej nogi u dołu i
powiesił na kołku głową do ziemi. Przyniósł jej garstkę siana i położył.
-
Będziesz tu póty wisieć i płakać, aż z tego siana wyrośnie lelija, a
jak wyrośnie, to cię przyjdę i pochowam, a jak nie wyrośnie, to nie
pochowam cię.
I tak zostawił siostrę na pokucie, a sam się udał w inne strony. I tę zwierzynę wszystką z sobą prowadził.
Przyszedł
do miasta, które było żałobą okryte. Powiedział mu karczmarz, że tu
smok straszy, a król ułożył się ze smokiem, że mu będzie dawał co dzień
człowieka, i przyszedł termin na królewnę. I dlatego król, żałując
córki, żałobą miasto pokrył.
- Co ja bym mógł poradzić? O której to godzinie?
- O godzinie trzeciej po północku - powiedział karczmarz.
- Ale mnie kto obudzi? Bo ja bardzo ciężko sypiam, i innym sposobem się nie obudzę, aż mię kto w palec serdeczny igłą ukłuje.
Położył
się spać, a karczmarz już czuwał nad tem, aby mógł obudzić onego
rycerza, który ogłaszał, że może królewnę ocalić od śmierci. I słyszał
karczmarz, że już królewnę wiozą na pożarcie smokowi, ale zapomniał,
jakim budzić sposobem, aż dziecię trzymiesięczne, które w kolebce
leżało, rzekło:
- Mamo, mamo, a toć ten pan mówił, żeby go igłą ukłuć w palec serdeczny prawej ręki.
Dopiero
karczmarz ukłuł go, a on się zerwał ze snu i zawołał, czy aby nie
przeszła ta godzina. Zawołał na zwierzynę swoją i udał się tam, gdzie
królewna wieziona była na plac.
Przybył na plac, na którym ją już furman przywiązał do słupa.
- Cóżeś ty zrobił! - zawołał.
A furman odpowiedział:
- Ja rozkazu królewskiego mam słuchać.
- Rycerzu, po coś ty tu przybył! Ja zginę marnie, a ty przy mnie - królewna zapłakana powiada.
- Nie bój się, królewno - odrzekł królewicz i kazał jej, aby poszła do powozu.
- Nie lękaj się nic, ja cię zastąpię.
I
królewna poszła do powozu, a lis i zając za nią. Uradowała się nimi,
zdjęła z siebie pelerynkę, przedarła na pół i zawiązała na szyi jednemu
i drugiemu.
A smok przylatuje na plac do onego królewicza i mówi:
-
A coś ty za jeden, takiś się chwat obrał, toć tu król ma tyle wojska, a
nie dał rady! Tak się i tobie dostanie, jak i królewnie!
- Otóż ja się ciebie nie boję - on odpowiedział.
-
A coś ty taki hardy? - powiada smok. - Ja mam na cyrografie od samego
króla wydane, że mnie co dzień człowieka ma dać, to chociaż ja ciebie
dziś zjem, to jutro królewnę.
Wtedy
rozkazał królewicz zwierzętom, aby rozpoczęły walkę i zwyciężył smoka,
język ze łba wyciął i włożył do torby. Udał się do powozu, do królewny
i pojechał z nią, a zwierzyna pozostała przy cielsku smoka. Dopiero sen
go straszny zmorzył.
- Moja kochana - powiedział - ja tu pod drzewem się trochę prześpię.
Usiadła
królewna przy nim, on położył głowę na jej kolanach i usnął, a ona nad
nim płakała, że gdyby nie on, to by była nie żyła.
I tak spał długo, nie mogła go dobudzić, aż furman uznał, że ona go się już nie dobudzi, zsiadł z kozła i mówi:
- Jak mi nie poprzysiężesz, że ja smoka zabiłem, to utopię w tobie sztylet.
I
czym prędzej w królewicza sztylet wraził, bo się bał, iżby się nie
przebudził. Wtedy ona mu poprzysięgła, jako nie powie przed ojcem, że
to nie on zabił.
-
Tylko to ci przysięgam, że wyjdę za ciebie, ale aż za rok i niedziel
sześć, bo ja będę w żałobie po nim chodziła, a jeśli nie poprzestaniesz
na tem, to mi odbierz życie, jakeś jemu odebrał.
Furman
przystał na to i wrócił na plac, na którym smok leżał, uciął łeb na
znak królowi, jako już smoka zwyciężył, i powrócił z królewną do zamku.
- Oto on, ojcze najukochańszy, zwyciężył smoka - rzekła królewna, a król na to:
- To ty jesteś teraz królem i bierzesz córkę za żonę.
- Ojcze, poprzysięgłam rok i sześć niedziel w żałobie chodzić, że mnie Pan Bóg od śmierci obronił - ona mówi.
Ojciec
na tym poprzestał, a ona, wciąż myśląc o tamtym, mówiła sobie: "A gdy
już przejdzie rok i niedziel sześć, to ja przysięgę złamię; nie pójdę
za zdrajcę!"
Tymczasem zajączek, powracając śladem, spotyka pana, który już leży martwy. Bieży zaraz do lwa.
- Panie - powiada - nasz rycerz stracony!
Lew przybył do onego rycerza ze wszystką zwierzyną i rozkazuje zającowi bieżeć po mleko. A zając powiada:
- A, jacyście mądrzy, toż na mnie każdy myśliwiec dybie, to mnie może w drodze zabić i mleka nie przyniosę.
Więc lew rozkazał lisowi, żeby poszedł po mleko, a on mówi:
-
A, jacyście mądrzy, jak będę leciał i wlecę gdzie pomiędzy gęsi, i chęć
mię weźmie, złapię gęś i chłopi mię zabiją, i nie przyniosę mleka.
Więc rozkazał wilkowi, a wilk powiada:
- A, jacyście mądrzy, jak będą chodzić cielaki, złapię cielaka, wyleci chłop, a zabije mię, i mleka nie przyniosę.
Więc rozkazał niedźwiedziowi, a ten mówi:
- Toć ja bym i poszedł, ale ja pomału będę lazł, to kiedy ja przyjdę?
Na
koniec sam lew poszedł i przyniósł ono mleko, którym posmarował rycerza
swojego, a ten wstał i udał się ku miastu. I przyszedł z tą zwierzyną
do tego samego oberżysty. A ten mu opowiada, iż królewna za mąż ma iść,
bo to furman zwyciężył smoka.
-
Jeść mi się chce strasznie - powiada rycerz - nie mam pieniędzy, ale
nic to, poślę do królewny list, to mi przyśle pieczeń i butelkę wina.
- A przez kogo pan poślesz? - pyta karczmarz.
- Zajączka poślę! On mi przyniesie! - Zawołał rycerz.
- Tam są tęgie psy, rozerwą zajączka.
- O całą twą oberżę założyłbym się, że on się psów nie boi.
I założyli się o całą oberżę.
Zajączek
się zakradł do pałacu, otworzył pokój, wpadł i zaczął królewnę po nodze
łapką drapać. Królewna spuściła rękę i poznała po szyi, że ten zajączek
ma na szyi pelerynkę, którą mu uwiązała. Złapała go pod fartuch i
uciekła do swego pokoju, przywiązała mu butelkę wina, pieczeń i chleb.
Wyszła na dach i kazała ogłosić, żeby psy wszystkie pochowali na tę
godzinę, bo kto puści, to będzie stracony.
Wtedy furman już pomiarkował, że to ten rycerz niezawodnie przyszedł, i zawołał furman do króla:
- Ojcze najukochańszy, jakiś rycerz przyszedł z wielką zwierzyną i ludzie go się boją w całym mieście!
- A tyś nie mocny? Rozkaż wojsku, niech mu nakażą, niech wyjedzie! - król na to.
I posłał wojska, a rycerz powiada:
- Niech on i sam przyjdzie, ja się go nie boję.
A królewna słyszała o tym i powiada do ojca:
- Czemuż ojciec głupca słucha? Toć to miłe powinno być ojcu, gdy rycerz jaki trafi do miasta, to go ojciec powinien przyjąć!
Tymczasem
furman miecza królewskiego, co go zabrał, nie mógł wyciągnąć z pochwy.
Wszelkich sposobów użył, że go w końcu w cztery konie ciągnęli, a i tak
wyciągnąć nie mogli. A królewna, niespokojna, pyta znowu ojca:
- Czy ten rycerz nie może tu przyjść?
W końcu król, usłuchawszy córki, napisał list z zaproszeniem.
Wychodząc z oberży, rycerz pyta zwierzęta, czy aby tam nic mu nie grozi. Lew mu odpowiada:
- Nie bój się, panie.
Przychodzi, widzi, że coś w cztery konie ciągną i pyta króla:
- Co tam robią te konie?
- Dobywają miecz zięcia mego, który zwyciężył nim smoka, a teraz zardzewiał - król na to.
Rycerz podszedł i kazał konie wyprząc. Wziął w ręce miecz i wyjął z pochwy.
- Oto miecz mój, który jest po ojcu moim. Już teraz się nie boję nikogo! - zawołał.
Królewna wybiegła do nich i płacze, bo go zaraz poznała, a on pyta króla:
- Czy to aby furman zabił smoka?
- A toć on - król odpowiada - bo mi łeb przywiózł na dowód.
- A czy ten łeb ma język? - pyta rycerz.
Król, zadziwiony, bieży do zamku i pyta zięcia, czy zwierz taki ma język.
- Musi mieć i język, alem nie oglądał - furman odpowiada.
Król, wpadłszy do piwnicy, gdzie łeb leżał, obejrzał - język obcięty.
- To ze złości odgryzł sobie - mówi furman.
Wychodzi król do rycerza i powiada:
- Zwierz zjadliwy był, to i język sobie odgryzł.
A rycerz wyjmuje z torby i powiada:
- Oto ten język.
Królewna pada ojcu do nóg i powiada:
-
To jest rycerz, co mnie obronił od śmierci, a to zdrajca. Chciał mnie
przebić sztyletem, gdy tamten zasnął pod drzewem, ażem mu przysiąc
musiała, że nie wydam go, tylko powiem, że to on zwyciężył tego smoka.
Król
natychmiast rozkazał szubienicę postawić, furmana powiesić, a rycerz
pojął królewnę za żonę i całe królestwo było jego. Zwierzęta się z nim
pożegnały i do lasu wróciły.
Wtedy
powiedział żonie o siostrze i ta zaraz go namówiła, aby po jej kości
pojechał, a że nad siostrą wyrosła lelija, kości przywiózł i pochowali
ją przy sobie, postawili jej pomnik i napisali na nim: "Zdradliwa
siostra brata tu pochowana".